Mój szef
Artykuły „Niebieskiej Linii"
Każdy z nas jest czymś ulotnym; i ten, który pamięta i ten, którego pamiętają.
Marek Aureliusz
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ten moment nadejdzie. Choć wiedziałam, że dzieli nas prawie ćwierć wieku różnicy lat, że ostatnio ciężko chorował, to żyłam w przeświadczeniu, że jest wieczny. Bo przecież Jurek zawsze był.
W czerwcu 1993 roku powstała Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. „Powstała”, to enigmatyczne słowo. Jurek ją stworzył. Z funkcji Pełnomocnika Ministra Zdrowia ds. problemów alkoholowych, którą pełnił po Okrągłym Stole, wyewoluowało Biuro, które natychmiast zamienił w prężną i nowoczesną instytucję państwową. Bo Jurek miał tyle pomysłów i tyle ważnych projektów do zrealizowania, że potrzebował zaplecza do ich realizacji.
We wrześniu 1993 roku przyszłam tam na rozmowę w sprawie pracy na stanowisko osoby odpowiedzialnej za publikacje. PARPA mieściła się w dwóch zagraconych pokoikach na strychu Ministerstwa Zdrowia na Miodowej. Ludzi było więcej niż biurek i nawet krzeseł, ale tam się nie siedziało, tam się tworzyło, więc po co komu krzesła? Biurko Jurka było zawalone papierami (tak było zawsze i ze zgrozą wspominam dzień, kiedy asystentka Jurka, Ela Kaczmarska, wykorzystując jakiś wyjazd Szefa, uprzątnęła to biurko – krzyki Jurka brzmiały w całej siedzibie PARPA), Jurek jak zwykle robił równocześnie kilka rzeczy i w tzw. międzyczasie odbywałam najdziwniejszą rozmowę kwalifikacyjną ever. Jurek błyskawicznie rzucił okiem na moje CV, mało go to zajęło, zapytał „Co Pani umie?” i w roztargnieniu słuchał mojej odpowiedzi, przerzucając papiery leżące na biurku. Kiedy skończyłam opisywać moje kwalifikacje, zapytał raz jeszcze „I co jeszcze Pani umie?”, powracając do przerzucania papierów. Taką rundę „I co jeszcze?” powtórzyliśmy kilka razy. Na koniec jemu spadły papiery pod biurko,
schyliliśmy się równocześnie, aby je podnieść, ja zirytowanatym „i co jeszcze” burknęłam pod biurkiem „umiem wszystko, bo jestem harcerką, więc i buta dżdżownicą zawiążę”, a Jurek powiedział „Od kiedy może Pani zacząć pracę?”.
Zrobił na mnie wrażenie dojrzałego, ale młodego człowieka, co wynikało z Jego sposobu bycia. A przecież miał wówczas 55 lat, niemal tyle, ile ja dziś, gdy spoglądam tęsknie w stronę emerytury.
Dziś z perspektywy czasu widzę, że Jurek nie tyle potrzebował specjalistów od problematyki uzależnień, co młodych, energicznych ludzi, którzy zrealizują Jego wizję budowy systemu rozwiązywania problemów alkoholowych. To była Jego cecha charakterystyczna – wiedział, co chce zrobić i szukał sposobu realizacji tych celów poprzez rzesze młodych uczniów, adeptów, studentów.
Lubię wspominać ten Początek. Bo to początek mojego drugiego życia zawodowego. Przyszłam na tę ulicę Miodową jako absolwentka polonistyki, dziennikarstwa, redaktorka i wydawczyni. Po 27 latach nieustającej wspólnej pracy z Jurkiem jestem specjalistką i superwizorką ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie. To bardziej moja tożsamość niż wyuczony zawód. Ale to Jurek stymulował mnie do szukania rozwoju w tym obszarze. Studium Wiedzy o Problemach Alkoholowych, Studium Pomocy Psychologicznej, tworzenie redakcji kolejnych czasopism – „Świat Problemów”, „Remedium”, „Terapia Uzależnienia i Współuzależnienia”, wreszcie „Niebieska Linia”. Setki wydanych książek.
Jurek był naszym oknem na świat. Z każdego wyjazdu zagranicznego przywoził dziesiątki książek o tematyce psychologicznej, społecznej. Szybko podejmował decyzje, aby je tłumaczyć na język polski i wydawać w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Jako kierowniczka działu wydawnictw w PARPA wciąż miałam co robić. Tłumacze, redaktorzy, „łamacze i składacze”, drukarze, graficy, ilustratorzy – przewijały się dziesiątki osób, a Jurek i tak na koniec w całej grubej publikacji znalazł ten jeden błąd, który wszyscy przegapili.
Każdy z gabinetów Jurka – ten w PARPA, ten w Instytucie Psychologii Zdrowia, ten prywatny w domu – miał wielkie regały z tysiącami książek. A przecież Jurek czytał także książki beletrystyczne, spoza branży psychologicznej. Uwielbiałam te nasze rozmowy o książkach i klimatycznych księgarniach w różnych miastach na świecie, oboje bardzo lubiliśmy amerykańskie księgarnie Barnes & Noble, więc po każdym wyjeździe było pytanie „a byłeś/byłaś w B&N? Co nowego?”.
Bo Jurek był Siewcą – zasiewał wiele poletek i z radością patrzył, jak dawały plon. Wielu ludzi ma poczucie, że Jurek osobiście pokierował ich drogą zawodową. Choć on tylko wskazywał cel, a to oni pedałowali do niego. Ale jakimś cudem to motywowanie do osiągnięcia celu było niemal materialne. Zdarzało mi się bywać w Klubach Abstynenta i świetlicach socjoterapeutycznych w różnych miejscach Polski, gdzie o Jurku mówiono jak o Szefie tego miejsca, choć nigdy w nim osobiście nie był.
Jurek lubił swoją tężyznę fizyczną. Z chęcią opowiadał, jak to w młodości grał w koszykówkę, niemal zawodowo, martwił się, gdy przybierał na wadze i wiele razy był na różnych dietach, dzięki którym zrzucał kilogramy przybywające od siedzącego trybu życia. I choć pracował głównie siedząc, to często w czasie pracy wstawał, chodził po gabinecie, wychodził na zewnątrz, biegł po schodach, których w siedzibie PARPA i IPZ nie brakowało. W mojej pamięci jest energią w ciągłym ruchu. Czasem bywało to irytujące. Do kampanii PARPA „Nastolatki i alkohol”, promującej Pomarańczową Linię (tak, to także pomysł Jurka!) mieliśmy stworzyć broszurę „Nasze dzieci i alkohol. Poradnik dla rodziców”. Jurek zadeklarował, że ją napisze, czas mijał, wciąż nie miał na to czasu. Tuż przed absolutnym deadlinem wyjeżdżaliśmy na jedną z Letnich Szkół IPZ do „Orlego Gniazda” w Szczyrku. Jurek uznał, że to świetny czas na to, byśmy wspólnie napisali tę broszurę. I tak między wykładami, setkami rozmów z ludźmi i pięknym krajobrazem za oknem – pisaliśmy tę broszurę. Ja siedziałam obłożona papierami, a Jurek chodził po pokoju, wychodził na balkon, wychodził na korytarz, coś sobie przypominał i znikał „na chwilę”. I w tym nieustannym ruchu tworzył. Wyrzucał z głowy gotowe zdania, checklisty, kolejne akapity. I choć praca się nam rozwlekała, to zawsze był czas na spacer z Orlego Gniazda do Szczyrku (1,5 km w dół i w górę).
Jurek był łakomy na życie. Była w tym i niespożyta energia do pracy, i chęć zabawy (każda konferencja poza codziennym 12-godzinnym programem merytorycznym miała obowiązkowe tańce wieczorem), i szybka jazda dobrym samochodem i wreszcie egzotyczne podróże. Wszystkie te odległe destynacje może wymienić tylko żona Zosia, ja pamiętam tylko opaleniznę, z którą wracali i piękne zdjęcia z palmami oraz ciekawość, z jaką Jurek wypytywał o inne ciekawe kraje, żeby zaplanować kolejny urlop.
Na pogrzebie Jurka (wciąż trudno to ogarnąć sercem) było wielu ludzi z różnych Jego aktywności. Każdy opowiadał jakąś zapamiętaną sytuację, zdanie, działanie. Te opowieści miały wiele kolorów. Bo każdy z nas miał swego Jurka.
Małgorzata Sieczkowska przypomniała mi, że „Melli”,jak w środowisku pracowników lecznictwa odwykowego sympatycznie mówiono, wprowadził afirmatywne powitanie: „Dobrze, że jesteś”. Witał się nim z setkami uczestników konferencji, seminariów, warsztatów, Letnich Szkół Instytutu Psychologii Zdrowia.
Żegnaj Jurku! Dobrze, że Byłeś!
Renata Durda
Artykuł pochodzi z czasopisma "Niebieska Linia" nr 5/130/2020
Inne z kategorii
Nowelizacja ustawy o przemocy domowej z perspektywy pokrzywdzonego seniora (3/146/2023)
14.12.2024
Olga Sitarz
Pojęcie „dobro seniora” praktycznie nie funkcjonuje w piśmiennictwie...
czytaj dalej