Jak historie naszych klientów poruszają nasz wewnętrzny świat - Kilka refleksji superwizora (6/143/2022)
Artykuły „Niebieskiej Linii"
Dorota Dyjakon
Jak nasza – osób zawodowo zajmujących się pomaganiem innym – reprezentacja świata podlega przemianom na skutek tej codziennej i trwającej przez wiele lat aktywności? Spotykając się z innymi ludźmi i poznając ich świat, zauważamy, że każda z tych osób wnosi do naszej przestrzeni interpersonalnej jakąś historię. Aby nie obciążać siebie nadmiernie i nie ulec wypaleniu zawodowemu, ważne jest zabanie o swój kawałek świata.
Pomaganie, w rozumieniu profesjonalnym, stanowi jeden z najbardziej wymagających zawodów. W życiu codziennym, kiedy podejmujemy się wspierania, towarzyszenia w trudnościach lub zajmowania się osobami bliskimi, przeżywamy wiele różnych uczuć. Znamy te sytuacje z opieki nad dziećmi, wspierania rodzeństwa, partnerów lub osoby z dalszej rodziny, opiekujemy się chorymi czy starszymi osobami z rodziny, wspieramy przyjaciół. Działanie to wiąże się zarówno z pozytywnymi doznaniami, takimi jak spełnienie, troska, współczucie, miłość, ale także ze zmęczeniem, wyczerpaniem, nierzadko ze złością lub niechęcią. Każde z tych uczuć – jakkolwiek normalne – nie zawsze jest akceptowane przez pomagającego i ujawniane innym ze względu na obawę przed negatywną oceną społeczną. Zdajemy sobie sprawę z tego, że sytuacje te mają ogromny wpływ na nasze życie, zmieniają jego bieg, ale także nasze postrzeganie świata. W opowieściach skierowanych do innych ludzi pojawiają się wątki reprezentujące ten ważny proces albo zdarzają się zniekształcenia i pominięcia, które także w znaczący sposób przedstawiają naszą wizję życia i naszego świata w aspekcie bycia pomagającym.
W pracy zawodowej pomaganie można określić jako kompetencję zawodową, która jest naszym obowiązkiem, a poziom jej realizacji jest zwykle ustalony przez wymagania zatwierdzone przepisami i zakresem obowiązków. Podejmując pracę zawodową, pomimo wcześniejszych praktyk, odbytych staży i obserwacji innych pomagających, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie różnorodności sytuacji,z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Nasze wyobrażenia o wykonywanym zawodzie będą często okazywały się naiwnymi mrzonkami, ponieważ praca z ludźmi dostarcza niemieszczących się w żadnej naszej wizji, nieprzewidywalnych zdarzeń.
Jak zatem nasza reprezentacja świata podlega przemianom na skutek tej codziennej i trwającej przez wiele lat aktywności? Spotykając się z innymi ludźmi i poznając ich świat, mamy do czynienia trochę z niecodzienną sytuacją. Zauważmy, że każda z tych osób wnosi do naszej przestrzeni interpersonalnej jakąś historię. Nasuwa się tu pewna metafora związana z czytaniem książki, zbioru opowiadań. Wyobraź my sobie, że w ciągu dnia mamy przeczytać ze zrozumieniem kilka, a może nawet kilkanaście opowiadań. Niezwykłość tej sytuacji polega na tym, że kiedy już przeczytamy i staramy się zrozumieć, to stajemy się jednym z bohaterów tego opowiadania, czasem noweli, a czasem powieści. Podejmujemy aktywność, która ma znaczący wpływ na losy głównego bohatera. Niekiedy pojawiają się bohaterowie drugiego planu, którzy odgrywają także ważne role, ale my ich osobiście nie znamy, tylko pośrednio - z narracji głównego bohatera i potrzebujemy wyobrazić sobie ich funkcjonowanie, osobowość oraz intencje. Życie w wielu opowiadaniach niemalże w tym samym czasie dostarcza wielu zadań, komplikacji i poszukiwania kryteriów oceny rzeczywistości, właściwych dla danego świata. Rozwijając dalej tę metaforę, można wskazać, że nie tylko bohaterowie się zmieniają i ich sytuacje życiowe, ale także język, jakim wyrażają swoje oczekiwania, opowiadają o swoim świecie, uczucia, które przeżywają. I to wszystko stawia przed nami wyzwanie dostrajania się i adekwatnego rozumienia tych indywidualnych światów i prowadzenia w bezpieczny sposób zagrożonego bohatera. Praca z przemocą interpersonalną na pewno stawia nas w szczególnej roli w świecie osób krzywdzonych.
Świat relacji pomocowych w perspektywie egzystencjalnej
Jeżeli pomagamy osobom doznającym lub stosującym przemoc, podlegamy znacząco trudniejszym oddziaływaniom. Człowiek zawsze wywiera wpływ i podlega wpływom innych ludzi. Ciągłe dopasowywanie do innych osób i gotowość do rozumienia ich skomplikowanego świata wymaga nieustającej interakcji z naszym wewnętrznym światem i musimy mierzyć się z pełnieniem dwóch ról: roli obserwatora tej relacji i będącego w przeżywaniu aktywnego uczestnika. Stanowi to ogromne wyzwanie, ponieważ doznajemy wielu sprzeczności w realizacji tych zadań. Pomagający bowiem jest kimś, kto nie ocenia, kto daje przestrzeń dla indywidualnego procesu dążenia do zaspokojenia potrzeb, kto reaguje empatycznie, angażując się także emocjonalnie w proces pomagania (Fonagy i in., 2014). To ktoś, kto stawia sobie pytania: co jest skuteczne w realizacji celów osoby wspomaganej i jakie cele jawne i niejawne stawia sobie ta osoba. Często stawką jest bezpieczeństwo osoby wspomaganej i jej dzieci bądź też innych osób. Stajemy się wtedy gwarantami przeżycia tych ludzi. Wchodzimy zatem do świata osoby i stajemy się jednym z bohaterów jej biografii, ale zwrotnie ona także jest jedną z bohaterek naszej biografii.
Pomagający – obserwator natomiast stara się być „na zewnątrz” procesu pomagania i kształtuje kryteria pozwalające dokonać oceny efektywności działań. Istotne jest, aby nie angażował się emocjonalnie, zachowując dystans i posługiwał się obiektywnymi metodami i narzędziami. Obserwator, analizując proces pomagania, musi zadbać o właściwą interpretację sytuacji pomocowej i odnosić ją do szerszego kontekstu związanego z wiedzą w danej dziedzinie oraz czynić ją użyteczną dla innych. Obserwator także stawia sobie pytanie: co się stanie, gdy zaproponuję wybrane z wielu możliwości rozwiązanie, jakie to będzie miało znaczenie dla tej konkretnej osoby? Czy uwzględniam wszystkie ważne uwarunkowania tej sytuacji i czy jest możliwe podjęcie działań, które zaproponowałam? Przykładem może być sytuacja opisywana przez jedną z uczestniczek superwizji:
Bardzo uważnie słuchałam tej kobiety, która opisywała mi swoją sytuację małżeńską. Kiedy zaproponowałam, żeby podjęła decyzję o wyprowadzeniu się z dziećmi od przemocowego męża do swojego mieszkania, bo posiadała swoje mieszkanie, zaczęła do mnie mówić podniesionym głosem, że nic nie zrozumiałam z jej sytuacji. Wyjaśniała bardzo zdenerwowana, dlaczego nie może się wyprowadzić. Słuchając jej zastanawiałam się, czego ja nie rozumiem. Miałam w sobie dwie osoby. Jedna zastanawiała się, co jest powodem tej niemożności zrozumienia jej, druga natomiast próbowała szukać rozwiązań innych niż wyprowadzka. Wyszła bardzo niezadowolona i dodała, że któryś raz z kolei ją to spotyka, że osoby pomagające bardzo schematycznie rozumieją przemoc. Czułam wstyd, ale nie bardzo wiedziałam dlaczego, czy dlatego, że jej nie rozumiem, czy dlatego, że nie spełniłam jej oczekiwań. Przyznałam się przed sobą, że nie rozumiem jej sytuacji.
Szczególną trudność stanowiła praca psychologiczna z osobami stosującymi przemoc, ponieważ, jak piszą znawcy tego problemu (np. Herman, 2004; Salter, 2005), trudno jest nie wchodzić w rolę współodczuwania wobec ofiar i sędziego wobec sprawców. Można więc uznać, że bycie osobą spotykającą się w tym procesie z doświadczeniami związanymi z krzywdzeniem innych, rodzi wiele problemów, które należy mieć na uwadze. Jednym z nich jest obcowanie z ludzkimi historiami opowiadającymi dramatyczne i straszne rzeczy o bliskich osobach, które są zagrożeniem dla ludzi i zwierząt. Trudno jest powstrzymać się od uczuć niedowierzania, zdziwienia, a następnie odrazy, pogardy i potępienia. Chętnie sami wymierzalibyśmy sprawiedliwość.
W sytuacjach pracy korekcyjno-edukacyjnej lub terapeutycznej to, co chroni osobę pomagającą przed podobnymi uczuciami, to fakt, że spotykają się z osobami, które poszukują pomocy, a więc chcą zmiany. A osoby podejmujące terapię zadały sobie trud zmierzenia się z tym niezwykle poważnym wątkiem w ich życiu. Często sami wobec siebie zaczynają odczuwać takie uczucia jak pogarda, niechęć, obrzydzenie oraz wina. Wtedy towarzyszenie im w pracy nad spotkaniem się z tym „złym” w sobie jest fascynującym wyzwaniem zarówno dla pomagającego, jak i dla pozostałych członków rodziny. Trudniejsza sytuacja jest wtedy, gdy osoba nie podejmuje ryzyka i nie przyznaje się do popełnionych czynów. Zdarza się nawet, że pokazuje swoim zachowaniem manipulację i agresję, ale nie zamierza przyznać się do swoich czynów i nie bierze za nie odpowiedzialności. Taka sytuacja wyzwala wiele emocji, łącznie z agresją zarówno u terapeuty, jak i innych uczestników procesu pomagania, np. członków grupy roboczej. Kontrolowanie ich i kierowanie w konstruktywną stronę bywa niezwykle trudne, ale oczywiście stanowi obowiązek, odpowiedzialność i warunek przebiegu efektywnej interwencji. Pomagający musi bowiem być świadomy swoich agresywnych odczuć i radzić sobie z nimi w taki sposób, aby nie wpływały one w sposób negatywny na klientów. Wynika z tego, że pomagający jest również emocjonalnie zaangażowany w doświadczenia i przeżycia uczestników. Pracując z problemami przemocy,
powinien być szczególnie wrażliwy na sygnały emocjonalne.
Często bywa tak, że efekty prowadzonej interwencji nie stanowią źródła zadowolenia, a obraz świata, jaki kształtuje się pod wpływem opowieści pacjentów, bywa ponury i prowadzi do wypalenia zawodowego. Z trudnymi własnymi reakcjami terapeuta może radzić sobie na wiele sposobów. Jednym z nich jest superwizja, do której jest zobowiązany. Na przykład terapeuci pracujący ze sprawcami przemocy domowej znacznie intensywniej niż terapeuci zajmujący się innymi problemami ludzkimi, muszą zapewnić sobie opiekę superwizora. Innym sposobem radzenia sobie z emocjonalnymi konsekwencjami jest uczestnictwo w szkoleniach, które pozwala wzbogacić swój warsztat pracy.
Kolejnym trudnym zadaniem jest znajdowanie równowagi pomiędzy odwoływaniem się do zasad i wartości a byciem z klientem w kontakcie emocjonalnym opartym na życzliwości. Konfrontacja z łamaniem zasad moralnych odgrywa znaczącą rolę w procesie interwencyjnym ze sprawcami przemocy domowej. Trudno jest zachować neutralność emocjonalną zarówno jako terapeuta lub inna osoba pomagająca wobec krzywd, o których dowiaduje się w trakcie wywiadu lub terapii. Używanie racjonalizacji może
zwiększyć zakres radzenia sobie z uczuciami, rodzącymi się w procesie interwencyjnym lub terapeutycznym. Poszerzanie swojej wiedzy, lepsze rozumienie analizowanego problemu, opisywanie procesu i stawianie kolejnych pytań wpływa na poszerzenie wiedzy nie tylko własnej, ale i zwiększane zasobności wiedzy ogółem, co prowadzi do wydłużenia ścieżki reakcji emocjonalnych (LeDoux, 2017).
Kiedy ten mężczyzna wszedł, to od drzwi już zaczął mnie oskarżać: Pani zapewne już mnie oceniła, bo oczywiście kobiety zawsze czują się razem i będą lojalne wobec siebie. Już widzę jak pani patrzy na mnie, a przecież jeszcze Pani nic o mnie nie wie. Moja żona tak mnie wszędzie obgadała, że nie mogę się już nawet pokazać na ulicy. Ten mężczyzna mówił i mówił, a we mnie rosło napięcie i nie mogłam mu przerwać. Kilkakrotnie mnie oskarżył o stronniczość i brak odpowiednich metod rozpoznawania, kto jest sprawcą.
Echa w codzienności
Praca w roli osoby pomagającej wymaga od nas ciągłej gotowości do rozumienia, przetwarzania odbieranych informacji i codziennego pomieszczania w sobie uczuć zarówno tych osobistych, jak i uczuć klienta. Często osoby pomagające wskazują na doznawanie uczucia przepełnienia, przeciążenia i chęci ucieczki od kolejnej historii lub podjęcia kolejnego zadania. Przenosi się to także na sytuacje domowe, kiedy nie są w stanie posłuchać dzieci i kolejnego życiowego problemu do rozwiązania, zgłaszanego przez partnera. Kolejną konsekwencją, często opisywaną w literaturze dotyczącej pracy z traumą, jest negatywny obraz świata. Kiedy obcujemy z osobami skrzywdzonymi, bezradnymi lub aktywnie działającymi, ale efekty tych działań okazują się niewystarczające do tworzenia bezpiecznego życia, sami nabieramy przekonania, że świat jest zły, niesprawiedliwy i pojawia się rodzaj nadwrażliwości, który nie pozwala nam na rozluźnienie, radość życia czy beztroską zabawę. Stan pobudzenia, jaki towarzyszy osobom pomagającym, często staje się naturalnym sposobem funkcjonowania, którego nie zauważają w życiu codziennym. Czasem otrzymują informacje zwrotne od bliskich osób, ale nie zawsze wiadomo co z tym zrobić.
Kolejnym, często nieuświadamianym sobie przez osoby pomagające stanem jest indukcja uczuć. Część uczuć, które przeżywają osoby potrzebujące pomocy są obce osobom pomagającym, ale na skutek zjawiska indukcji zaczynają je przeżywać jako własne, chociaż nie odnajdują w sobie odniesień do zdarzeń we własnej biografii. Podczas superwizji opisują ten stan w taki sposób: Od czasu spotkania z tą klientką, nie mogę poradzić sobie z uczuciem wstrętu. Opowiadała mi o sytuacji, w której wielokrotnie uprawiała seks ze swoim pijanym partnerem i tak mi zostało. Zaczęłam odczuwać wstręt na samą myśl o seksie. Oczywiście cierpi na tym moja relacja z mężem. On o tym nie wie, ale mi staje przed oczami obraz z opowieści tej kobiety.
Inna osoba mówiła:
Na spotkaniu grupowym jeden z naszych klientów, osoba stosująca przemoc, opowiedział o sytuacji znęcania się nad szczeniakiem. Wiem, ze powinnam skupić się wtedy na tym, co on przeżywa, opowiadając tę historię, ale tak silnie przeżyłam cierpienie tego pieska, że nie mogę do tej pory pozbyć się przeżywania i dostrzegam, że to uczucie jest bardzo mocne. Mało tego, zaczęło prześladować mnie natręctwo związane z wyobrażaniem sobie, że to ja znęcam się nad moim psem. Okropny stan. Zaczęłam się zastanawiać, czy byłabym zdolna do takiego czynu.
Inną ważną konsekwencją jest niemożność odmawiania prośbom o przysługę. Można uznać, że utrzymywanie siebie w ciągłej gotowości do rozumienia, poszukiwania rozwiązań, wspierania i ochrony często przenosi się na doświadczenia pozazawodowe. Osoby pomagające zgłaszają trudność odmawiania w sytuacji prośby o pomoc formułowanej przez znajomych lub rodzinę. Mechanizm tego działania można opisać jako ciągłą gotowość do empatycznego wchodzenia w świat tego drugiego, a dopiero w drugiej kolejności umieszczanie tej prośby we własnym świecie. Często, kiedy do głosu dochodzi własna potrzeba czy pragnienie okazuje się, że jest w ogromnej sprzeczności z prośbą bliskiej osoby, której spełnienia się podjęliśmy. Wycofanie z wyrażonej zgody okazuje się niemożliwe.
Moja siostra poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się jej dziećmi, ponieważ została zaproszona z mężem przez znajomych, a dzieci będą przeszkadzały. Natychmiast wyobraziłam sobie tę sytuację i pomyślałam, że to przyjemne pójść na spotkanie ze znajomymi i nie zwracać ciągle uwagi na dzieci. Zgodziłam się ochoczo i kiedy tylko powiedziałam ‘nie ma sprawy’, poczułam ucisk w żołądku. Potem zastanowiłam się i zaczęłam zadawać sobie pytanie, dlaczego? Obiecywałam sobie, że w sobotę zrobię sobie taki dzień dla
siebie, trochę odpocznę, trochę posprzątam i zrobię sobie maseczkę. Teraz z moich planów kompletne nici. Czemu znów to sobie robię?
Innym ważnym doświadczeniem jest odbieranie dużej ilości negatywnych uczuć, w psychoterapii zjawisko to opisywane jest jako przeniesienie i przeciwprzeniesienie. Oznacza ono, że klienci wnoszą do świata przeżyć pomagającego swoje przeniesione z innych ważnych osób uczucia, oczekiwania, pragnienia czy fantazje. Jest to bardzo obciążające, ponieważ często nie jesteśmy w stanie od razu odczytać tych reakcji, co powoduje, że sami zaczynamy reagować zgodnie lub komplementarnie wobec klienta (Racker, 1968, za: McWilliams, 2021, s. 59). Wprowadza to dodatkowe obciążenie stanowiące pomieszanie uczuć i trudność dokonania adekwatnej oceny relacji z klientem, ale także odczuwanie mnogości uczuć, oczekiwań i innych reakcji, które nie pasują do rzeczywistości. Osoba pomagająca zaczyna przeżywać ten kontakt jako całkowicie odrębną historię, której nadaje własny sens. W opowieściach pomagających ten wątek jest akcentowany jako:
Od drzwi coś było nieprzyjemnego w naszej relacji. Ta kobieta wydawała mi się zimna i wyrachowana. Próbowałam nie sugerować się tym wrażeniem, ale kiedy ona odezwała się i powiedziała, że chce być dobrze potraktowana i oczekuje dokładnego przyjrzenia się sprawie, to pomyślałam, że się nie pomyliłam. Kolejne spotkania z nią też były trudne, szykowałam się do nich i ciągle wątpiłam w swoje kompetencje.
Dbanie o osobisty kawałek świata
W radzeniu sobie z przedstawionymi, chociaż w bardzo wybiórczy sposób, sprawami wpisanymi w zawód osoby pomagającej, należy skupić się na trzech aspektach. Pierwszy, to zadbanie o świadomość swoich uczuć. W tym kontekście potrzebne jest rozwijanie umiejętności rozpoznawania tego, co w moich doświadczeniach sprawia, że jedne historie klientów są mi bliższe i bardziej mnie poruszają emocjonalnie, a innych nie przeżywam tak intensywnie. Drugi aspekt to umiejętność dystansowania się i wyciszania swojego napięcia, tak żeby można było niejako z dystansu obserwować swoje reakcje i swój udział w zdarzeniach. Trzeci aspekt dotyczy superwizji, czyli zapewnienia sobie czasu i zadbania o wybór osoby, która poprowadzi przez trudne doświadczenia i pozwoli nauczyć się z nich wyciągać kolejne ważne rzeczy dla rozwoju profesjonalnego i osobistego.
Dorota Dyjakon – prof. na Wydziale Studiów Stosowanych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, dr psychologii i psychoterapeutka, superwizorka oraz specjalistka w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej, certyfikowana przez IPZ PTP.
Artykuł pochodzi z czasopisma "Niebieska Linia" nr 6/143/2022
Inne z kategorii
Neurobiologia przemocy. Jak przemoc i trauma wpływają na mózg? (6/149/2023)
27.03.2024
Krystyna Rymarczyk
Badania neuroobrazowe pokazały, że trauma zmienia zarówno strukturę,...
czytaj dalej