Dobre intencje (1/144/2023)
Artykuły „Niebieskiej Linii"
Anna Maria Nowakowska
Historia o dobrych ludziach i dobrych intencjach. I o tym, czy można mieć żal do kogoś, kto z dobrych pobudek namawia drugą osobę do podejmowania złych decyzji. Decyzji, które krzywdzą też innych, na przykład dzieci.
Iwona (wdowa, l. 63, farmaceutka):
Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że on tu nie mieszka. Nie muszę nasłuchiwać, ale robię to prawie cały czas. W tych specjalnych godzinach: rano, między szóstą trzydzieści a ósmą. To czas pobudki, Hanka wstaje do pracy, Julisia i Pawełek do szkoły; stąd wszędzie daleko, więc muszą się szybko przygotować, a on... jemu to wszystko przeszkadzało, lubił dłużej spać. Tłumaczyłam córce, że skoro jest w domu mąż, który może sobie pospać, to trzeba to uszanować. Ale przy dzieciach nie da się po cichu, one nie rozumieją, że śpiącemu nie można przeszkadzać. Więc nasłuchiwałam, czy Hanka nie płacze, czy on nie krzyczy, czy nic się tam u nich nie tłucze. Później było trochę spokoju, ale moje czuwanie zaczynało się znowu wczesnym popołudniem, jeśli on miał wolne, albo wieczorem, w dni jego pracy.
On się ze mną liczył, bo to mój dom. Oddałam im parter, mogli zamieszkać, czuć się u siebie, ale to ja jestem właścicielką całej posesji. Więc jeśli robił się agresywny, głośny, to biegłam na dół ratować Hankę, a dzieci brałam do siebie na górę.
Mówiłam im, żeby swoje sprawy zalatwiali po cichu. Od początku im tłumaczyłam, na czym polega związek małżeński.Teraz córka mi mówi, że to wszystko moja wina. Może ma rację. Może nie powinnam była się wtrącać. Ale wtedy uważałam, i nadal uważam, że co Bóg złączył, musi pozostać złączone. To prawda, że wreszcie wszyscy mamy spokój. Tylko że nie opuszcza mnie myśl, że odrzucenie krzyża jest złym wyborem.
Hanka (rozwiedziona, l. 40, córka Iwony, nauczycielka):
Moja mama jest dobrą osobą. Taką w naturalny sposób życzliwą, wszędzie szuka dobrej, jasnej strony. I to jest problem, powiedziała moja terapeutka. Bo jestem w terapii online, raz w tygodniu przez godzinę mogę mówić otwarcie i nie bać się, że kogoś tym zranię. Na ostatniej sesji rozmawiałyśmy o dobrych ludziach i dobrych intencjach. I o tym, czy można mieć żal do kogoś, kto z dobrych pobudek namawia drugą osobę do podejmowania złych decyzji. Decyzji, które krzywdzą też innych, na przykład dzieci.
Ciężko mi się przyznać do tego, że mam do mojej mamy żal. Wiem, że ona tylko walczyła o swoje wartości. No, ale to są jej wartości, prawda? A życie jest moje i ból też jest mój. Najśmieszniejsze jest to, że nikt tu nie chciał niczyjej krzywdy, cały warkocz upleciony jest z dobrych zamiarów i pobożnych życzeń. Pobożnych, tak dosłownie. Jeszcze większy żal mam do siebie. Za to, że nie potrafiłam się racjonalnie przeciwstawić, byłam tchórzem, bo tak było łatwiej. Walka wymaga siły, a u mnie wszystkie siły zostały wyczerpane na początku tego wszystkiego. Od pierwszego razu, kiedy mąż mnie popchnął i uderzył, minęło prawie piętnaście lat, zanim po raz pierwszy powiedziałam „dość”. Ale nawet wtedy nie byłam pewna tego, co mówię. Żeby krzyknąć „wynoś się z naszego życia”, musiałam zbierać siły przez kolejne pół roku. W międzyczasie moja mama i jej duszpasterz pracowali nade mną, żebym przestała się buntować i gniewać na Boga.
Iwona:
Nie przypuszczałam, że Hanka w ogóle znajdzie narzeczonego. Myślałam, że zostanie starą panną, jak jedna z ciotek, do której jest podobna z hmm... trudnej urody i skrytego charakteru. Cicha, nieśmiała. No i ta noga, od urodzenia krótsza, nazywaliśmy ją Hania-Kulawka, bo nawet po operacji zostało jej utykanie. Była dobrym dzieckiem, spokojną nastolatką, tylko trzeba było jej wszystko tłumaczyć; że musi sobie odpuścić wielkie plany, zdobyć pewny zawód, za dużo nie chcieć od życia. Jak się ten chłopak pojawił z kwiatami, to myślałam, że pomylił domy. Przystojny, wykształcony, inteligentny. Powiedziałam Hani, że Pana Boga za nogi złapała i teraz niech go tylko przy sobie utrzyma. Dużo się za nią modliłam i wymodliłam jej szczęście. A przynajmniej
tak to wtedy wyglądało. Mój mąż nie doczekał Hanki ślubu, umarł nagle na serce. Wtedy bardzo się związałam z kościołem, tam znalazłam pocieszenie. Zrozumiałam, że nie wystarczy czytać Ewangelię, trzeba nią po prostu żyć. Byłam dumna z tego, że namówiłam Hanię na ślub w kościele, bo najpierw planowali tylko cywilny.
Hanka:
Po śmierci taty mama stała się bardzo religijna. Przedtem byliśmy raczej typowi, na mszę szliśmy w święta i na te zamówione za dusze zmarłych krewnych, czasami w niedzielę, ale raczej rzadko. Miałam komunię, bierzmowanie, to samo co inne dzieci w szkole. Religię z piątką na świadectwie, bo wszyscy mieli piątki u naszego katechety. Już na studiach dałam sobie spokój z kościołem, mój narzeczony określał siebie jako agnostyka, ja mówiłam – jeśli ktoś koniecznie chciał wiedzieć – że jestem niepraktykującą katoliczką. Dla mamy, załamanej po stracie towarzysza życia, zdecydowaliśmy się na ceremonię w kościele, na zasadzie „a co nam szkodzi”. I to był błąd, pierwsze ustępstwo, po którym wpadłam w sidła nie swojej wiary. Nie twierdzę, że jestem ateistką, ale nie wierzę, że Bóg wymaga ponoszenia ofiar i znoszenia upokorzeń bez słowa, i to wyłącznie od kobiety. I teraz powiem coś, czego sama się przed sobą wstydzę.
Chciałam zerwać zaręczyny dwa miesiące przed wyznaczoną datą ślubu, gdy on, niby w żartach nazwał mnie przy znajomych kuternogą. Powiedział „biorę sobie ciebie, kuternogę za żonę i niczego ci nie mogę obiecać”. Wszyscy zanosili się ze śmiechu, a ja łykałam łzy. Powiedziałam później, gdy wytrzeźwiał, że jeśli tak traktuje nasz związek, to lepiej się rozstańmy. On tłumaczył, że ma taki styl, lubi szorstkie, absurdalne żarty i nie powinnam być nadwrażliwa. Oczywiście wybaczyłam, bo nie chciałam być uważana za histeryczkę. On zawsze powtarzał, że lubi mój dystans i wewnętrzny spokój. A później zniszczył we mnie i dystans, i spokój.
Iwona:
A co w tym złego, że zdecydowałam się żyć zgodnie z wartościami? I czy nie miałam prawa prosić, żeby mi w domu w piątek nie smażono schabowych? Nikogo nie szantażowałam, to niesprawiedliwe, że Hanka mi zarzuca jakieś szantaże i presję. Ja tylko realizowałam swoją potrzebę wewnętrznego uporządkowania. Po odejściu męża musiałam znaleźć jakieś oparcie, jakiś pomysł na dalsze życie. I znalazłam. Nikomu nic do tego. Ale jeśli ktoś ze mną żyje, korzysta z mojego domu, no cóż, musi ponieść jakieś koszty, coś w sobie zmienić. To prawda, że wcześniej powiedziałam Hani, nie na zasadzie groźby, tylko informacji, że jeśli będzie rozwód, to ja z nią pod jednym dachem nie zostanę. Będzie musiała się wyprowadzić. Oczywiście, zmieniłam zdanie, przecież to moja córka, jedyne dziecko. Potrzebuje mnie, a ja potrzebuję jej i moich wnuków. Mój duchowy przewodnik jasno powiedział, że przemoc w związku nie jest i nigdy nie będzie wystarczającym powodem unieważnienia sakramentu małżeństwa. Co innego, gdyby on był psychicznie chory, wtedy byłaby jakaś podstawa. Ale on nie jest chory, tylko ma taki charakter. Jak to nazwać... choleryczny. Dlatego robiłam wszystko, żeby ten święty węzeł małżeński ocalić. Nie udało się. Jeszcze nie wszystko stracone, bo niezbadane są ścieżki Pana. Oni nadal są małżeństwem w oczach Boga.
Hanka:
Według mojej mamy już na zawsze muszę pozostać samotna. Jeśli chcę się spotkać ze znajomym, robię to po kryjomu. Częściowo dla świętego spokoju, ale tak naprawdę nie chcę mamie robić przykrości. Ona naprawdę wierzy, że jest w stanie wymodlić mi powrót męża. A przecież on ode mnie nie odszedł, wyrzuciłam go. Powiedziałam, że mam dwie obdukcje, zdjęcia poparzeń, bo kilka razy gasił na mnie papierosy, a raz wylał mi wrzącą kawę na plecy. Zagroziłam mu policją, sądem. Trzeba było widzieć, jaki był zdziwiony.
Poszło łatwo, wszystkie moje lęki i obawy okazały sie na wyrost. Spakował się i wyniósł, bo był silny tylko wtedy, gdy sądził, że nie będę o siebie walczyć. Moja mama o tym wiedziała, ale do końca ze mną walczyła, „córciu, musisz żyć z tym, co ci Bóg przeznaczył” i wszystkie te bzdury o grzechu, łamaniu ślubów i potępieniu. Z perspektywy czasu wiem, że mówiła jak osoba po praniu mózgu, ale wtedy wchodziłam w dyskusje, chciałam ją przekonać używając racjonalnych argumentów. Głupia ja. Okazało się, że moja mama o wszystkich moich problemach opowiadała księdzu. Spowiadała się z moich „grzechów” i dostawała rady dla
mnie przeznaczone. Pewnie dlatego słyszałam bez przerwy, że mam podjąć większy wysiłek, płacić miłością za policzkowanie, wybaczać i bardziej się starać. Doszło do tego, że ksiądz za pośrednictwem mamy zaczął mi udzielać porad z zakresu pożycia małżeńskiego. Całość sprowadzała się do tego, żeby męża zadowalać w nocy, to w dzień będzie dla mnie dobry. Trudno w to uwierzyć? Mnie też coraz trudniej.
Im dłużej jestem w terapii, tym trudniej mi zrozumieć samą siebie. Nie jestem jakąś prostaczką, mam wykształcenie, czytam książki. Może to jeszcze nie czas analiz. Dopiero uczę się o tym opowiadać, zachowując jakiś myślowy porządek. Nie próbuję zrozumieć mojej mamy, najpierw muszę zrozumieć samą siebie. Ta cała moja uległość, siedzenie jak mysz pod miotłą, wysłuchiwanie o „boskim planie wobec mnie”... jak to w ogóle możliwe, tak żyć jak w śpiączce, nie używać własnego rozumu?! Na razie przepracowuję złość na siebie. Za zmarnowane lata, za to, że dzieci patrzyły, jak ich mama przemyka pod ścianami, bojąc się odezwać. Zmieniam się, ale czujne oko mojej mamy śledzi każdy mój krok. Podobno zorganizowała łańcuch modlitewny w intencji ratowania mojego małżeństwa. Trochę to śmieszne, bo były mąż ma już nową partnerkę. Ale na myśl, że na tych swoich spotkaniach wspólnotowych mama nadal opowiada o moim życiu, robi mi się niedobrze. Może kiedyś, gdy tylko nabiorę sił, ucieknę z tego domu i z tego miasta. Ale jeszcze nie teraz.
Anna Maria Nowakowska – terapeutka i pisarka, autorka książki „Przeklęte” (2002) o molestowaniu seksualnym dziewczynek oraz trzech części cyklu o „Dziuni” (Wydawnictwo W.A.B.).
Artykuł pochodzi z czasopisma "Niebieska Linia" nr 1/144/2023
Inne z kategorii
“Prawo przeciwdziałania przemocy domowej A.D.2023”
25.05.2023
W związku z nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu przemocy, w oczekiwaniu...
czytaj dalej
Superwizyjny Sherlock Holmes- Wywiad z superwizorem pracy socjalnej w obszarze handlu ludźmi (2/133/2021)
08.02.2024
Jarosław Ryszard Romaniuk Bez względu na to, czy superwizja prowadzona jest w terapii...
czytaj dalej